Święta od zawsze kojarzyły mi się z tandetą. Cała ta wymuszona aura, która wprowadzała w trans głupich oraz naiwnych ludzi. Byli oni jak roboty, zaprogramowanymi na kupowanie a właściciele sklepów tylko zacierali ręce widząc jak szybko towar znika z półek a przecież to był zwykły dzień. Nie rozumiem co fajnego jest w marnowaniu pieniędzy na tonę jedzenia, skoro można by je odłożyć i zainwestować w wakacje gdzieś za granicą. Albo to całe składanie sobie życzeń, dzieląc się opłatkiem które zazwyczaj wyssane są z palca na poczekaniu to jeszcze nieszczere. Czasami widząc w centrum handlowym tych wszystkich ludzi opętanych wizją promocji, miałem ochotę uderzyć głową o ścianę. Lecz spójrzmy prawdzie w oczy, te ceny są takie same jak wcześniej. Święty Mikołaj, to była chyba największa bzdura wymyślona przez człowieka. Czy naprawdę te małe dzieci wierzą, że jakiś brodaty, grubas obdaruje je prezentami, których najbardziej pragną ? Nie wiem, ale mnie to podchodzi już pod pedofilię. Wzniosłem oczy ku górze, zastanawiając się czy ten dupek siedzący tam u góry, całkiem postradał zmysły albo czy dobrze się bawił. Schowałem ręce do kieszeni i skierowałem się do pierwszego, lepszego baru z koktajlami. Myślicie pewnie, że straszny ze mnie maruda i zrzęda prawda ? Może i tak, ale kiedy wy spędzacie wieczór wigilijny z rodziną ja siedzę sam w domu i oglądam telewizję. Pewnie stąd moja zgorzkniałość. Nawet nie zorientowałem się iż na kogoś wpadłem, gdyby nie mocny i strasznie bolesny upadek na ziemię.
- Kurwa.. uważaj jak chodzisz.- warknąłem, otrzepując ubrania z lekkiego kurzu.
- Przepraszam, ja nie zauważyłem cię przez te torby.- wyjąkał chłopak, próbując pozbierać wszystkie swoje zakupy. Zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, lecz musiałem przyznać, że był bardzo uroczy. Włosy w kolorze ciemnego blondu, opadały mu lekko na twarz zasłaniając oczy, skórę natomiast miał mlecznobiałą a głos niczym anioł. Otrząsnąłem się ze swoich myśli i zacząłem pomagać mu chować wszystko co wypadło podczas naszego małego wypadku.
- Nic się nie stało, jestem Kai. - uspokoiłem go, posyłając mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
- A ja Luhan, w ramach przeprosin dałbyś zaprosić się na kawę ? - zapytał lekko skrępowany, próbując zakryć słodkie rumieńce, które pojawiły się na jego twarzy. Zachichotałem i przytaknąłem głową, niosąc połowę rzeczy Szatyna. weszliśmy do jednej z kawiarenek i zajęliśmy miejsce przy oknie. W całym pomieszczeniu unosił się cudowny zapach cynamonu i świeżo zaparzonej kawy. Chłopak zamówił waniliowe latte a ja zadowoliłem się mocną kawą rozpuszczalną z odrobiną mleka.
- No więc... to jak spędzasz tegoroczne święta ? - zapytał szatyn, mieszając swój gorący napój. Wiedziałem, że zadał to pytanie tylko dlatego aby przerwać krępującą ciszę, która utworzyła się pomiędzy nami.
- Nie mam nikogo bliskiego, więc pewnie będzie to spotkanie z moim starym znajomym telewizorem. A ty?-powiedziałem z przekąsem, próbując swojej kawy.
- Jak to tak ? Przecież to najwspanialszy dzień w roku! Mamy okazję spotkać się ze znajomymi czy też rodziną ! Nikt nie powinien być tego wieczora sam ! Ja zostaję w Korei, moi rodzice mieszkają w Chinach a loty zostały odwołane przez trudne warunki atmosferyczne. Postanowiłem urządzić wigilię u siebie w sumo i zaprosić przyjaciół, którzy też zostają. Nie chcę aby ktokolwiek kogo znam był sam w ten piękną noc. - odpowiedział co jakiś czas popijając swoje latte. Oniemiałem, ten chłopak robił wszystko aby inni nie czuli się samotni.
- Masz wielkie serce Lulu.- wyszeptałem, nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy i tych hipnotyzujących, brązowych oczu w których krył się tajemniczy błysk.
- A może chciałbyś spędzić święta ze mną i moimi przyjaciółmi ? - zaproponował, totalnie mnie zaskakując mnie tym zaproszeniem. Znaliśmy się może jakieś piętnaście minut a on od tak zaprosił mnie na wspólne spędzenie wigilii.
- No nie wiem..-mruknąłem, pierwszy raz nie wiedziałem co powiedzieć.
- Kai nie masz się czego wstydzić ! Może i nie znamy się długo, lecz zdążyłem cię już bardzo polubić ! Nie pozwolę abyś siedział sam ! Bardzo mi zależy abyś się pojawił - powiedział dopijając resztę kawy. Po kilku minutach ciągłych próśb szatyna, zgodziłem się. Chłopak ucieszył się jak małe dziecko po czym wymieniliśmy się numerami telefonu. Na pożegnanie przytuliłem go mocno do siebie i pomachałem idąc w swoją stronę. Założyłem słuchawki na uszy i wróciłem do domu. Od progu przywitało mnie radosne szczekanie Rudiego. Pogłaskałem pupila po łebku i rzuciłem mu piłeczkę za którą ochoczo pobiegł. Zaśmiałem się na ten widok i skierowałem się do kuchni aby zrobić sobie obiad. Skoro Lulu zaprosił mnie na święta to powinienem kupić mu jakiś prezent prawda ? co za ironia, stanę się jedną z tych zamroczonych robotów. Otworzyłem lodówkę i westchnąłem głośno. Oczywiście, przez spotkanie z Szatynem zapomniałem zrobić zakupy. Wyciągnąłem telefon i napisałem krótkiego sms-a.
"Do:Lulu
Od: Kai
Co powiesz na obiad ? :) " Nasypałem suchej karmy psu i nalałem świeżej wody. Psiak, gdy tylko usłyszał charakterystyczny dźwięk swoich misek przybiegł z wywalonym jęzorem i zaczął pochłaniać swój obiad. Rudi był jedynym stworzeniem, które mnie nie opuściło. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk sms-a. "Od:Luhan
Do: Kaaai :D
Jasne, spotkajmy się przed kawiarnią co wcześniej za godzinę." Oczytałem wiadomość z wielkim uśmiechem na twarzy i szybko pomknąłem do łazienki. Nie wiem dlaczego ale zależało mi aby dobrze prezentować się przed chłopakiem. Ułożyłem włosy i umyłem dokładnie zęby. Niczym tornado wybiegłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Do galerii handlowej miałem całkiem spory kawałek drogi a jak to mówiła zawsze moja mama, lepiej być za wcześnie niż się spóźnić. W połowie drogi przypomniałem sobie, że nie wyprowadziłem psa na spacer. Przeczesałem włosy palcami i coś tak czułem, że po powrocie czeka mnie nieprzyjemne sprzątanie. Przecisnąłem się przez tłum przy wejściu i wjechałem ruchomymi schodami na pierwsze piętro. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to stojący obok kawiarni Luhan. Spojrzałem na zegarek, no ale przecież miałem jeszcze piętnaście minut. Z wielkim uśmiechem na twarzy, przytuliłem go mocno.
- Cześć Lulu - przywitałem się, z niechęcią wypuszczając go z moich objęć. Nie jestem pewny ale na jego twarzy przez moment mogłem dostrzec grymas. Czyżby on też czuł wobec mnie coś więcej niż przyjaźń ? O ile można to nazwać przyjaźnią.
- Może zjemy obiad w tej nowej restauracji na parterze ? - zapytał, posyłając mi nieśmiały uśmiech. Chwyciłem go za rękę i udaliśmy się w kierunku miejsca, które zaproponował szatyn. Pomieszczenie to w porównaniu do kawiarni, było strasznie zatłoczone. Cóż jak widać, bydło podczas tych całych zakupów nieźle zgłodniało. Pochłaniali swoje zamówienia niczym wygłodniałe zwierzęta, brudząc wszystko w okół siebie. Spojrzałem na nich z politowaniem i zajęliśmy jedyne wolne miejsce przy drzwiach. Mam nadzieję, że całe to stado zdąży wyjść i będę mógł spokojnie porozmawiać z Luhanem bo w sumie na tym najbardziej mi zależało. Chciałem zbliżyć się do chłopaka jak najbardziej aby odegrać w jego życiu szczególną rolę. Dziwne prawda ? Nie znałem go długo, z resztą co ja mówię ! Znaliśmy się niecały dzień a ja już chciałem spędzać z nim więcej czasu. Czy to normalne ? Przetarłem twarz dłońmi i po długich debatach w końcu zdecydowaliśmy się co zamówić. Przy okazji dowiedziałem się iż chłopak nie jada mięsa. Na jedzenie nie czekaliśmy długo, kelnerka podając mi mój talerz, wsunęła pod niego karteczkę ze swoim numerem telefonu. Ludzie chyba przez te całe święta naprawdę postradali zmysły.
- Lulu powiedz mi co lubisz - poprosiłem zaczynając jeść. Chłopak zamyślił się na chwilę, przykładając widelec do ust.
- Uwielbiam czytać, ale tylko jeśli jest to coś romantycznego. Często śpiewam i tańczę ale tylko dla siebie. Jakoś nigdy nie było okazji do występu publicznego. - odpowiedział przeżuwając jakąś zieleninę. Luhan tańczył ! Momentalnie na myśl przyszło mi ogłoszenie, które widziałem wczoraj.
- Nie było okazji mówisz ? Mam pewien pomysł ale musisz mi zaufać. - powiedziałem radośnie. Sam chciałem wziąć w nim udział, ale solowe występy jakoś mnie nie kręciły.
- Ufam ci Kai.- oznajmił szczerze, delikatnie się przy tym rumieniąc. On był taki uroczy. Po zjedzonym posiłku zaciągnąłem go na drugie piętro, gdzie miał odbyć się konkurs.
- Proszę nas zapisać. - nakazałem, ponurej kobiecie która chyba wcale nie cieszyła się ze swojej pracy.
- Jak się nazywacie ? - zapytała oschle, nie ukazując przy tym, żadnych głębszych emocji.
- LuKai.- powiedziałem bez chwili zastanowienia. Podała mi nasze numerki, które przykleiliśmy sobie na bluzkach.
- Oszalałeś ?! Przecież my nie mamy nic przygotowanego ! Tylko się ośmieszymy ! - pisnął Luhan łapiąc mnie za rękaw koszulki.
- Spokojnie, znasz słowa i układ do piosenki SHINee Sherlock ? - chłopak przytaknął głową, niecierpliwie czekając na moje dalsze instrukcje. - Ty weźmiesz partie wokalne a ja zajmę się rapem, dobrze ? - szatyn ponownie pokiwał głową idąc za mną na scenę.
- Jesteś szalony. - mruknął, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie dzieje.
- To dopiero jedna z tych stron, które niedługo poznasz. - przyciągnąłem go do siebie obejmując ramieniem. Czekając na swoją kolej, powtórzyliśmy sobie tekst piosenki. Gdy zostaliśmy wezwali na scenę jako LuKai, chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał się głośno.
- Głupek - mruknął mi do ucha i ruszył na scenę. Przywitaliśmy się ze wszystkimi, po czym rozpoczęliśmy występ. Szatyn był bardzo skupiony, natomiast ja robiłem wszystko odruchowo, jak maszyna.
Po skończonym pokazie, zostawiłem kobiecie, która nas zapisywała swój numer telefonu, tak w razie co. Na pożegnanie mocno go przytuliłem i poprosiłem aby podał mi swój adres. Przecież wigilia już za trzy dni. Przez Luhana zaczynałem lubić święta.
~♥~
Zapakowałem dokładnie prezent dla Luhana i ruszyłem w drogę, chowając podarek do torby a kopertę do kieszeni. Przez ostatnią nic spadła chyba z tona śniegu, przez co trudno było poruszać się po oszklonych chodnikach. Szatyn mieszkał tylko kilka ulic dalej, więc postanowiłem pokonać tę drogę pieszo. Kori na ulicach były dzisiaj tragiczne a wolałem się nie spóźnić. Zapukałem kilkakrotnie w mahoniowe drzwi, czekając na reakcję kogokolwiek z wewnątrz. Otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha Lulu. Miał na sobie fartuszek ze świętym mikołajem i rogi renifera na głowie. Wywróciłem oczami na ten widok, chłopak chyba bardzo chciał stworzyć świąteczny nastrój. Przekroczyłem próg mieszkania i rozebrałem buty oraz kurtkę. Wręczyłem mu prezent oraz kopertę.
- Otworzysz dopiero po kolacji. - wyszeptałem mu do ucha, a widząc jego miną zachichotałem.
- Jemioła.- wyszeptał skrępowany patrząc w górę. Posłałem mu promienny uśmiech i zamknąłem jego usta w delikatnym pocałunku.
- Chyba polubię święta. - powiedziałem w końcu się od niego odrywając.
Komentujcie kochani ! To wiele dla mnie znaczy ♥